lut
26
2014
0

Zderzenie Światów: Twoja Droga, Twój Tekken! [opowiadanie]

Zderzenie Światów - Okładka

Nowy Świat

rozdzial-I


Chłopak powoli dochodził do siebie na zatłoczonej ulicy w mieście, które pierwszy raz widział na oczy. Wysokie szklane biurowce, wiadukty ciągnące się przez miasto, różnego rodzaju sklepy przemysłowe i rozrywkowe oraz spożywcze teraz właśnie go otaczały. Mijający go ludzie nie zwrócili najmniejszej uwagi na to co się stało, no może poza jakąś babcią, która podeszła do niego i powiedziała coś czego chłopak kompletnie nie zrozumiał.

W tym momencie Kuba zadał sobie kilka podstawowych pytań „Czy ja umarłem i to jest niebo? A może wciąż żyję? Jeśli tak to gdzie ja właściwie jestem?”. Stojąca obok niego starsza kobieta wyglądała na zmartwioną, lecz młodzieniec nie zwracał na to uwagi. Wstał, otrzepał swoje ubrania oraz plecak z książkami wśród których znajdowała się konsola PSP. Gestami starał się w jakiś sposób wyjaśnił kobiecie, że wszystko jest już w porządku, kobieta to zrozumiała i po chwili z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę sklepu spożywczego. Chłopak kolejny raz rozejrzał się po okolicy i zaczął przysłuchiwać się rozmowom przechodniów, aby kilka chwil później zdać sobie sprawę z jednej rzeczy…

„Co do jasnej? To nie jest Polska… Te znaki… Mowa… To… JAPONIA!?” – w chwili kiedy sobie uświadomił, że dzielą go tysiące kilometrów od domu zrobił zdziwioną i nieciekawą minę. Czuł, że już po nim, że zginie gdyż nie zna podstawy jaką jest język, gdy nagle… poczuł, że ktoś go obserwuje. Spostrzegł ciemną postać, która stała miedzy budynkami, bez chwili zastanowienia ruszył za obserwatorem. Biegł między budynkami przez dobre kilka minut, gdy zgubił tę osobę w jakimś zaułku. – Cholera, zwiał mi… Szlag by to… Teraz nie wiem kto to był… A może co to było… – Powiedział do siebie na głos, odwracając się w stronę wyjścia z tego miejsca. Gdy nagle spostrzegł na ziemi jakiś przedmiot. – Co to takiego? – Podniósł znalezisko i przyjrzał mu się.

Wyglądało to jak aparat słuchowy lecz był cały czarny, powleczony silikonem, a kawałek plastiku odstawał w miejscu na baterię. Polak nie zastanawiając się otworzył aby sprawdzić czy czasem czegoś ciekawego nie ma w środku. To co ujrzał zdziwiło go. Zamiast baterii był tam kawałek jakiegoś świecącego zielonego kryształu, ale nie był to uran czy pluton, gdyż pewnie od razu byłby napromieniowany. To nie dawało mu spokoju więc… Zmontował aparat słuchowy tak jak był i włożył go do ucha, a w chwili kiedy to uczynił poczuł jak urządzenie samo z siebie zagnieżdża się. Było to dość nieprzyjemne, co sprawiło, że przez chwilę próbował bezskutecznie usunąć urządzenie. Poddał się gdy usłyszał głos dochodzący z tego ustrojstwa „Witaj szczęśliwy posiadaczu naszego najnowszego dzieła jakim jest implant tłumacz. Każdy dźwięk jaki przejdzie przez to urządzenie zostanie przetłumaczone na twój ojczysty język, a to co ty będziesz chciał wypowiedzieć zostanie przetworzone na język, którego próbka została pobrana przez mikrofon. Pewnie zastanawiasz się jak to możliwe? Może kiedyś ktoś ci to wyjaśni, a póki co życzymy przyjemnego korzystania z implanta słuchowego. Satysfakcja użytku gwarantowana!” – Głos urwał się bez ostrzeżenia.

Chłopak zaczął czuć, że szczęście chyba teraz będzie po jego stronie oraz być może uda mu się wrócić do domu. Cóż… Ta jedna rzecz nie dawała mu spokoju… Ponownie kierując się do wyjścia z zaułka zastanawiał się nad tym fenomenem dlaczego znalazł się tutaj… Jako fan sci-fi nawet dokładał tezę co do niewyjaśnionego zjawiska ruchu cząsteczek kwantowych, czyli po prostu pojawienia się znikąd portalu do teleportacji, lecz ten implant jeszcze bardziej go zadziwiał. Nie wyglądało to na technologię Japończyków… Z myśli wyrwała go jedna rzecz. Jakiś agresywny głos, który właśnie usłyszał za swoimi plecami kiedy minął jedno z rozwidleń między budynkami…

– Ej ty! Obdartusie! – Krzyknął jakiś chłopak za nim.
Kuba obrócił się do niego, po czym… Dostał pięścią w twarz… Padł na ziemię z siniakiem pod okiem, co także lekko wykrzywiło jego okulary. Wstał, otrzepał się z kurzu i ziemi po czym rzekł zdenerwowany. – Czego chcesz? – Nie trzeba było być jakimś Einsteinem, aby domyślić się o co tu chodzi…
– Dawaj wszystko co masz, a pozwolimy Ci odejść, nie oddasz to dostaniesz łupnia. Kumasz?- Po tych słowach nastała cisza. W tej chwili wiele rzeczy mogło się wydarzyć, lecz Polak nie zamierzał odpuścić. Wstał, rzucił plecak na ziemię. Poczuł, że może to zrobić, że może stanąć do walki, choć dopiero od pół roku chodził na karate w swoim mieście. Jednak postawa jaką przybrał nie przypominała tej szkoły której się uczył, nie był to shotokan, lecz coś zupełnie innego. Jego oprawcy widząc to lekko się zmieszali, a jeden z tych co stali na tyłach stwierdził do innego. – Co do jasnej…? Widzisz to? – Mówił szeptem, lecz było tak cicho, że każde słowo zostało wychwycone przez implant.- Czyżby znał Mishima Karate? Jeśli tak to czy to nie oznacza, że atakując jego atakujemy przedstawiciela G. Corp? – Mówił ze strachem patrząc na postawę bojową nieznajomego.
– W co ty wierzysz!? – Wzburzył się jeden ze zbirów. – Taki śmieć jak on, miałby trenować u Mishimy? – Wydarł się na kolegę kpiącym tonem.
Wypowiedziane przez nich słowa utknęły w głowie Kuby, przez co zaczął powtarzać w myślach „Mishima? Ale jak to… Przecież to tylko postać z gry… Może myli go z Katsuhirą Haradą? Trzeba będzie to wyjaśnić…”

Przez chwilę Polak poczuł się pewny siebie, postanowił to wykorzystać i wyciągnąć parę informacji z tej bandy. – Czy wiecie gdzie znajdę tego Mishimę? Dobrze wam radzę lepiej mi powiedzcie. – Powiedział groźnie starając się ukryć strach, gdyż wiedział, że jeden zły ruch i będzie nie za ciekawie.
– A nie mówiłem, że nie mógł trenować u Mishimy! – Wrzasnął ponownie chłopak, który wykpił innego.
Po chwili odezwał się przywódca grupy, ten który wyprowadził pierwszy cios. – W pewnym sensie, śmieciu. Ale to nie ważne… Dawaj co masz albo oberwiesz, jasne? – Powiedział groźnie czując, że obcokrajowiec blefuje.

Zachowanie tych ludzi przypomniało Polakowi o podstawowej regule karate, panowania nad sobą i gniewem. Chłopak nie lubił się bić, wolał załatwiać sprawy dyplomatycznie, lecz nie wiedząc czemu powiedział. – Żal pięści na takich jak wy… – Mówiąc to opuścił gardę i ruszył w przeciwnym kierunku, niż ten który zastawiała ta grupa.

– NIE PÓJDZIESZ STĄD PÓKI WSZYSTKIEGO NAM NIE ODDASZ! – Z wrzaskiem rzucili się na niego, lecz nim padł pierwszy cios między bandą a Polakiem pojawił się ktoś jeszcze. Gdyby nie ta osoba to mogłoby się to źle skończyć, zwłaszcza dla chłopaka…

|

Pages: 1 2 3 4 5