Drama

Kącik miłośników Kraju Kwitnącej Wiśni.

Moderator: ModTeam

Awatar użytkownika
SubZero
Moderator
Posty: 3785
Rejestracja: 14-04-2006, 16:51
Lokalizacja: Myslovitz
Ogrywam: Killer Instinct, WWF Wrestlemania, SuperSidekicks
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: SubZero »

Ana pisze:>> I tak tego nikt nie przeczyta :P
Jak nie jak tak ;)

Ja aktualnie męczę tylko Bloody Monday 2 i cały czas próbuję się zabrać za YamaNade (cholera przyzwyczaiłem się do 25-minutowych animców i teraz nigdy nie mam czasu obejrzeć godzinnej dramy :P )
Awatar użytkownika
Ana
Friend
Posty: 2114
Rejestracja: 26-03-2006, 20:43
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: Ana »

To bierz się za Jisatsusha Risaikuru Hou ;)
Obrazek
Awatar użytkownika
SubZero
Moderator
Posty: 3785
Rejestracja: 14-04-2006, 16:51
Lokalizacja: Myslovitz
Ogrywam: Killer Instinct, WWF Wrestlemania, SuperSidekicks
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: SubZero »

A są do tego suby gdzieś? Bo coś znaleźć nie mogę.
Awatar użytkownika
JJK
Grand Master
Grand Master
Posty: 1332
Rejestracja: 25-02-2007, 18:06

Re: Drama

Post autor: JJK »

A ja mam za sobą jak na razie 2 tytuły, no dobra... przyznam się bez bicia że półtora :P (ułamków pokroju po jednym epku GTO i urywków innych dram nie doliczam). Zastanawiałem się czy w takiej sytuacji mogę już cokolwiek tu napisać i doszedłem do wniosku że spróbuję :)

Yuuki - terebi dorama pełnometrażowa, traktująca w jednym z najczęściej powtarzanych w kinematografii standardzie wyciskacza łez - obraz człowieka pogrążonego w ciężkiej/okaleczającej/śmiertelnej chorobie, przedstawiający jego otoczenie jak i wnętrze. Na najlepszych przykładach jest to historia wzruszająca, moralizująca głęboko trafiająca w człowieka, a na najgorszych to coś o czym szybko zapominamy, określając jako stratę swojego cennego czasu (jak w przypadku każdego filmowego gniotu czy klona nr 10 do potęgi entej). Jak jest w przypadku "Yuukiego"? (勇気, yuuki - odwaga, zuchwałość, śmiałość, waleczność). Może zacznę w miarę ogólnie... Oglądałem już wiele filmów krążących wokół tej wybitnie już oklepanej tematyki. Były to produkcje zarówno "na faktach autentycznych", jak i zupełnie fikcyjnych (wiem że w , ale ja lubię specjalnie wychodzić poza logikę, co było koszmarem sennym obu moich polonistek w liceum xD). Film na faktach autentycznych realizowany w tej formie, ma dodatkowego powera, jako że widz świadom jest tego że to przytrafiło się człowiekowi z krwi i kości, takiemu jak on sam, takiemu który nie został stworzony w umyśle jakiegoś scenarzysty czy pisarza. Łatwiej dzięki temu jest wczuć się w postać. W istocie ten element jest jednak już tak notorycznie wykorzystywany (zwłaszcza przez "fabryki snów") i powtarzany, że osoba słysząca czy czytająca słowa "film powstał na faktach autentycznych" nie traktuje ich już tak poważnie. Tym bardziej że często się zdarza, iż opowiedziana historia nie jest odzwierciedleniem rzeczywistości, bądź jest przesadnie podkolorowana. Mało ludzi jednak zwraca na to uwagę - i to jest też doskonały dowód na to, że fraza ta nie zawsze jest czystą prawdą. Yuuki w tym wypadku ma solidną podporę przede wszystkim ze względu na fakt, iż główny bohater choruje na bardzo rzadką chorobę, której przypadków w historii medycyny było zaledwie kilka. Dlatego też można przyjąć ostatecznie, bez zbędnego doszukiwania się dokumentów, że wydarzenia w tej produkcji są oparte na faktach, skoro tak zostały w zamierzeniu określone.
Najbardziej utarty schemat toku fabularnego dramatów obyczajowych, zwłaszcza utrzymujących się w tej tematyce, przedstawia się zwykle następująco: "Najpierw typowa sielanka a później część docelowa moralizatorsko-sentymentalna, kończąca się zwykle uzupełnieniem przesłania całej opowieści". "Sielanka" zajmuje zwykle cały wstęp oraz znaczną część rozwinięcia. W tej części rozwinięcia następują wydarzenia, które doprowadzają do punktu kulminacyjnego (pojawienie się agresora - tutaj choroby). Część docelowa jest zwykle najbardziej złożonym elementem całego scenariusza, w którym wiąże się cała właściwa akcja. Zdarzają się nawet tak niewypalone nawet doprowadza widza do świadomości iż wszystko co działo się przed było niepotrzebnym wypełniaczem.
Yuuki rozpoczyna się taką standardową idyllą, ale już na samym początku zauważyć można że "coś jest nie tak". Właściwa prezentacja agresora jest uprzedzona kilkoma intrygującymi błyskami. Sam wstęp jest dobrze uzasadniony w rozwinięciu, jako że dotyczy określenia charakteru głównego bohatera oraz jego relacji z otoczeniem (przede wszystkim z przyjaciółmi którzy odgrywają kluczową rolę w dalszych wydarzeniach).
Aktorzy... Tu powiedzieć cokolwiek jest najtrudniej, jako że nie zapoznałem się z branżą japońskiej doramy, wystarczająco by móc wysunąć jakieś szablony, wzory czy podkreślić oryginalność czyjejś gry. Mogę jednak, względem swojego ogólnego obycia w globalnej kinematografii, podkreślając fakt że jest to film telewizyjny, oznajmić że właściwie wszystkie role zostały zagrane solidnie. Pałeczkę pierwszeństwa przyznam jednak postaci głównego, tytułowego bohatera zagranego przez Kazuyę Kamenashiego - rola odegrana bardzo naturalnie i dość swobodnie. Biorąc pod uwagę młody wiek aktora oraz jego zaledwie kilku letnie doświadczenie, przyznam dodatkowego dużego plusa.
Muzyka... No nie byłbym sobą jakbym tej części składowej nie ocenił. OST do Yuukiego stworzył Yugo Kanno, kompozytor kojarzony głównie z branżą właśnie japońskich seriali. Ścieżka nie została nigdy wydana w formie albumu muzycznego i wielka szkoda. Kompozytor zadbał o różnorodne utwory, Mimo że nie jest to wielkie dzieło, to jednak świetnie OSTek pasował do filmu i jestem pewien że bardzo przyjemnie słuchałoby się go również "na sucho". Dobrym przykładem, który stanowi również pewien klucz w wydarzeniach, jest śliczna piosenka o odwadze (Yuuki no Uta), zaśpiewana przez Yuki Saori (grającej wychowawczynię Yuukiego z przedszkola), w klimacie tradycyjnej japońskiej enki.

Skończę na minusach... Zauważyłem zaledwie dwa słabe punkty tej produkcji. Tak właściwie trudno mi nazwać te elementy słabymi punktami, jako że można na nie całkowicie przymknąć oko. Ale wspomnę je, bo jak się przyczepiam do takich bardzo wątłych "defektów", to zwykle oznacza że coś bardzo lubię.
Po pierwsze: cały scenariusz od początku filmu sprawia wrażenie nieco dysharmonicznego względem postępu wydarzeń. Na początku czas zdaje się upływać w miarę stabilnie, by w środku rozwinięcia przyspieszyć, po czym zwolnić itp. Wszystko dlatego bo twórcy mieli nie lada orzech do zgryzienia z dopasowaniem kilkuletniej historii do niespełna 2 godzinnego filmu.
Po drugie: Co jest też związane z pierwszym. Trudno jest się skupić na pewnych szczegółach gry aktorskiej ze względu na skoki czasowe (np. realizm postępującej choroby u Yuukiego).

Ciężko mi polecić cokolwiek z domeny, z którą dopiero co zacząłem się zapoznawać. Jednak historia Yuukiego jest czymś co mógłbym zarekomendować każdemu, nawet osobom które nie miały do czynienia z żadną doramą, jak i tym którzy chcieli by po prostu obejrzeć jakąś wzruszającą opowieść.
Życie to wojna. Ale nie bezmyślna wojna ze światem, ludźmi, czasem czy śmiercią. To wojna bez użycia ataku i obrony. Jedyna słuszna i szlachetna wojna... wojna z samym sobą.
Awatar użytkownika
SubZero
Moderator
Posty: 3785
Rejestracja: 14-04-2006, 16:51
Lokalizacja: Myslovitz
Ogrywam: Killer Instinct, WWF Wrestlemania, SuperSidekicks
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: SubZero »

Ana pisze:To bierz się za Jisatsusha Risaikuru Hou ;)
Obejrzałem. Faktycznie temat dla Japończyków dość ważny, bo ilość samobójstw mają dość wysoką (z innej beczki jak kogoś to interesuje to polecam 'przeczytać' narcissu), choć dla mnie osobiście nieco abstrakcyjny, bo nigdy takich ludzi nie rozumiałem...
Awatar użytkownika
JJK
Grand Master
Grand Master
Posty: 1332
Rejestracja: 25-02-2007, 18:06

Re: Drama

Post autor: JJK »

BYAKKOTAI

Na drugą nogę (kręcę bo trochę czasu minęło od stąpnięcia na pierwszej... no ale fajnie to brzmi na wstępie ;P) obejrzałem dwuodcinkową taiga doramę (co to to to można poczytać tu), bazującą na historii "Korpusu Białego Tygrysa", grupy nastoletnich samurajów, broniących miasta Aizu w czasie wojny Boshin (warto rozkminić szczegóły przed seansem). I na początek wspomnę, że w sporej części mi się podobało, ale film ma też swoje wady, których nie można odrzucić na bok.

Budowa i forma.
Nie przepadam za połączeniem starojapońska sceneria+broń palna, ale jakoś w tym przypadku zszedło to w ogóle na bardzo odległy plan. Byakkotai jest filmem dość nietypowym w kwestii samego odbioru - przez obyczajową, lekkostrawną warstwę, przepływa dość cieżka rama fabularna zbudowana w szczególowym oparciu na ważnym wydarzeniu w japońskiej historii. I tu ciekawostka - oba te segmenty nie są w takim stopniu połączone ze sobą, żeby nie szło ich poznać i w wydzielić od razu. Zawarta terminologia oraz szybkie tempo postępujących wydarzeń w warstwie historycznej wymagają skupienia. Forma ta pozwala na odetchnięcie między scenami uzbrojonymi w wartości edukacyjne i ostatecznie jest to bardzo trafne rozwiązanie - jeden z elementów przemawiających o tym że film został stworzony głownie dla młodych ludzi (coby wpoić im do głów ważny fragment historii). Najbardziej widać to w pierwszej części, jako że w drugiej obie sfery działania powoli stają się jednością - za co duży plus.

Scenografia i kostiumy.

Jedna z najmocniejszych stron tej produkcji. Osobom odpowiedzialnym za stworzenie tła scen i dekoracji pogratulowałbym bez wahania doskonałej roboty. Jest to jedna z bardziej miłych dla oka kreacji jaką widziałem w filmach telewizyjnych (naturalna z odrobiną bajkowości). Za mały minus uznam wstawki stworzone w technologii komputerowej - wykonane na prawdę fachowo, ale wg mnie odrobinę gryzły się one z resztą tła.
Charakteryzacja wyszła zaś jedynie bardzo dobrze, bo nie obyło się bez bardziej rażących błędów, które zauważy co sprawniejsze oko. Same kostiumy zostały wykonane świetnie, jak na oko jeszcze niedoświadczonego w historii stroju japońskiego, gaijina... No jakby na niektóre elementy przymknąć oko (zwolnić osobę odpowiedzialną za peruki xD).

Muzyka.
I w tej kwestii Byakkotai trochę mnie zawiódł. Za stworzenie ścieżki wzięła się weteranka branży OSTów z japońskich filmów, anime i seriali - Michiru Oshima. Ogólnie można powiedzieć, że jest to nowoczesny standard kinematografii kostiumowej - modyfikowana forma ścieżki orkiestrowej. Wszystko było by ogólnie cacy (kawałki bardzo fachowo zrobione), gdyby nie, jak dla mnie, zdecydowanie za słabe wykorzystanie pierwiastka japońskiej tradycji muzycznej. Owszem mamy do czynienia z początkiem okresu w którym Japonia zaczyna znaczniej podlegać wpływom zachodnich kultur, jednak sama sceneria prosi się o więcej... nie mówiąc już o tym że film ma przyciągnąć młode oko do poszanowania tradycji i historii Kraju Kwitnącej Wiśni. Natomiast piosenka, która kończy oba odcinki jest ładna i mimo że kompletnie nie pasuje nie zraziła mnie wcale (kolejny aspekt przemawiający o tym że film tworzony jest dla młodych).

Gra aktorska, dobór obsady, szczegóły postępu fabularnego oraz wrażenia ogólne...
Tą część "recki" zostawiłem na koniec, jako że najważniejsza, a zarazem dla mnie najtrudniejsza. Najsampierw trzeba wspomnieć o doborze obsady - film kinowy to nie jest i uderza w młodszych widzów, więc właściwie nie ma się do czego przyczepić. Gdyby było inaczej można by było polemizować co do dobranych twarzy (większość młodszych w połączeniu z troszkę ubolewającą charakteryzacją wygląda za mało "starojapońsko"). Poza tym tak subiektywnie, do obsady mogli zwerbować więcej dzieci skoro między początkiem a końcem historii czas rozciąga się do kilku lat. W ten sposób film byłby bardziej realistyczny. A w tej formie, która została pokazana, widz który nie zdołał się dostatecznie skupić na warstwie historycznej.
Postaci głównych bohaterów... Tutaj mógłbym szczerze powiedzieć, że w rzeczywistości w filmie był tylko jeden główny bohater (może to i brutalna forma krytyki, ale dla mnie fakt). W istocie było ich dwóch - Yamashita Tomohisa (Mineji/Shintaro Sakai) i Tanaka Koki (Gisaburo/Shinoda Yusuke). Postać Gisaburo, w rzeczywistości historycznej ważniejsza niż postać Mineji, została w tej ekspresji okrutnie zignorowana (najbardziej widać to w dalszych wydarzeniach). O samej grze tych aktorów trudno cokolwiek powiedzieć - w obu przypadkach zdarzały się wpadki, zarówno z winy scenariusza (jadowity pies? WTF), jak indywidualnie (jeden z kluczowych momentów). Mimo że rola Mineji jest znacznie dłuższa od roli Gisaburo, bez wahania postawię między nimi znak równości, jako że potencjał jednego został zmarnowany w sensie przesycenia wyrazistości, a drugiego na odwrót.
Aktorzy drugoplanowi i epizodyczni... znakomita większość spisała się w swoich rolach od "przyzwoicie" po "świetnie". Ogromny plus też należy się rolom matek głównych bohaterów, szczególnie za przedstawienie ciekawej skrajności miedzy ich charakterami.
W filmie pojawia się kilka motywów, które bardzo mi się spodobały i pozostaną w pamięci jako materiał inspirujący. Podsumowując... film jest bardzo dobry, są nieodrzucalne błędy które nadszarpnęły moją ostateczną ocenę, ale te parę mocnych momentów poszerza znacznie skalę tej oceny, dlatego też jest to produkcja którą polecam. Polecam też iż czuję, że w żadnym wypadku nie zmarnowałem swojego czasu oglądając film jak i pisząc o nim.
Życie to wojna. Ale nie bezmyślna wojna ze światem, ludźmi, czasem czy śmiercią. To wojna bez użycia ataku i obrony. Jedyna słuszna i szlachetna wojna... wojna z samym sobą.
Awatar użytkownika
Ana
Friend
Posty: 2114
Rejestracja: 26-03-2006, 20:43
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: Ana »

Heh, to ja muszę jednak napisać coś od siebie, bo też skończyłam już Byakkotaia (po jakiś 3 miesiącach xD). I tak czytam to co JJK napisał i... kurde, no w skrócie: Yamashity jest za dużo w tym filmie i gra jakby chciał a nie mógł. Znam go z innych produkcji i uczciwie przyznaję, że Byakkotai to jego najsłabsza rola. Nie dość, że jest przesyt postaci, która w odniesieniu do całości historii powinna być zdecydowanie w tle postaci kreowanej przez Tanakę, to dodatkowo skupiono się na pokazaniu relacji Mineji-matka, która to relacja w sumie... niby to ma koniec i początek. Niby wszystko jest ok, ale czegoś mi w tym brakuje i szczerze mówiąc sama nie wiem czego. Uczciwie, Yamashita ma naturalny wyraz twarzy pt. "mam to wszystko w dupie, zapłacili mi, zrobiłem swoje więc mogę iść". Plusem jest, że przez cały film stara się jakby zamazać to wrażenie. Ostatecznie przez cały film wygląda jak póldebil z przesłodzonym ryjem. (Przy okazji... 山P誕生日おめでとう) Co do Tanaki... Osobiście zrobiłam błąd, że obejrzałam My boss my hero i za dużo występów live i odcinków cartoon KAT-TUNa przed Byakkotaiem. Efekt: patrząc na jego postać musiałam naprawdę się starać by hamować śmiech. Rola mniejsza, bardziej w tle (bo jakiś debil wyszedł zapewne z założenia, że trzeba promować Yamashitę...) a dużo ważniejsza dla fabuły, dużo ciekawiej prowadzona i z lepszymi wątkami. Nie zepsuta, bo Tanaka jakimś cudem ukrył swoje ADHD i cały burdel co go trzyma w oczach.
Pies z dubbingiem rlz.
Rlz także Meisa Kuroki <3 A właściwie matka Meiski <3
Właściwie najlepsze w tym filmie były kobiety. I to niekoniecznie te walczące. Pożegnanie. Obrona miasta. Organizacja życia i pomocy. Samobójstwo rodziny. Pożegnanie w lesie też było dobre.
Najsłabsze? Główny wątek. Szlag mnie trafił jak zobaczyłam scenę samobójstwa, a jeszcze większy jak po wszystkim dochodzi informacja o tym wydarzeniu do miasta i są tylko wyczytane nazwiska i rzucone hasło "jeden przeżył".
Hm.. a i tak mi się cholernie podobało jako całość.

Przejdźmy do konkretów...
Kurosagi odhaczony. O ile wyżej jeździłam bo Yamashicie, tak tutaj chyle czoła do samej ziemi. Kombinacja kreacji postaci i "mam to wszystko w dupie" w tym zestawieniu spisuje się idealnie. Tematykę fabularną opisałam wcześniej więc nie będę się powtarzać. Yamapi do końca trzyma poziom, moralizatorka do końca wkurza, a na gratisie w pewnym momencie zaczyna jeszcze jedna postać ostro mieszać. Fabuła zostawia wyraźną furtkę dla filmu, który wciąż czeka na lepszy dzień.
Czwarty odcinek to mistrzostwo. Osobiście bardzo mocno się zastanawiam, czy wolę Kurosagiego, czy Maou. Ostatecznie są to inne klimaty, ale chyba Kurosagi bardziej mi się podobał ze względu na tematykę (przekręty ekonomiczne <3).

W poprzednim moim poście dużo miejsca poświęciłam dramom szpitalnym i szukaniu czegoś lepszego od Yuukiego. Chyba przez przypadek znalazłam takową perełkę z małym "ale". Nie jest dramą szpitalną. Budo no Ki opowiada historię małżeństwa, które nie może mieć własnych dzieci i dlatego decyduje się na adopcję. Nie znam japońskiego systemu aby wyjaśnić dokładnie co i jak, aczkolwiek okazuje się, iż adopcja wiąże się z jakimiś tam problemami i lepiej jest wziąć dziecko z ośrodka na wychowanie. Różnica od adopcji jest taka, że nie jest się formalnie rodzicami, dziecko zachowuje swoje nazwisko, prawa rodzicielskie rodzic jeśli żyje. Fabuła skupia się na relacjach rodzice-Shindou (adoptowany chłopiec), a później rodzice-Shindou-"druga adoptowana córka, ale za Chiny nie pamiętam imienia" i ciągnie się przez lata do momentu gdy dzieciaki wyrastają z krótkich spodenek i są już nastolatkami. Jest w tym wszystkim dużo subtelnie ujętej gry na emocjach widza, ale ta subtelność jest pozorna. Co do aktorstwa, dzieciaki zagrały ŚWIETNIE. Dobrze pojęte aktorstwo w wykonaniu, bądź co bądź, brzdąców. Nie kojarzę aktorki, która grała córkę jako nastolatkę (gorzej... znam ją skądś ale nie mam pewności), syna zagrał Yamashita. Samo ukazanie ich jako nastolatków tylko ankreśla dalszy bieg historii, aczkolwiek mocne korzenie osadzone w wieku dziecięcym nadają całości cudowny kształt.
Drama nigdy nie wyszła na DVD i jest z 2003 roku, więc kopia (Zsubbowana przez newshfan) zapasowa krążąca po sieci jest słabej jakości.

Obejrzałam sobie też jeszcze raz Nobutę. Zarys fabularny też wrzucałam wcześniej, więc sobie podaruję. Przy pierwszym podejściu zrobiłam zasadniczy błąd, bo podeszłam do tego na zasadzie skupienia się na jednej postaci. Skupiłam się na Shuujim olewając Akirę. Teraz, znając już wątki, obejrzałam na spokojnie i dochodzę do wniosku, że Akira nie dość, że jest o niebo lepszą postacią, zapewne trudniejszą do zagrania (Yamashita znowu musiał sobie przestawić twarz z "mam to w dupie ale mi zaplacili" na "wyglądam na naćpanego i mi zapłacili bym miał to w dupie"), to generalnie Shuuji jest dupkiem, a Maki Horikita nie zepsuła tej dramy... Tego nie można nazwać zepsuciem. Generalnie to z chęcią bym wycięła ją z tej dramy, klatka po klatce. Aż mi się wierzyć nie chce, że ona studiowała aktorstwo na Meiji. Drama zyskuje przy drugim, kolejnym obejrzeniu. Naprawdę warto wczytać/wsłuchać się w dialogi i w pełni zrozumieć motywacje bohaterów (nie tylko tych głównych) i powolne odsłanianie masek (nie dotyczy Maki).
A Akira, pomimo tego feelingu debila, to cudowny przyjaciel i zdecydowanie najlepsza postać. Drama ma swoje przerysowania, postać tytułowej Nobuty jest aż NAZBYT przerysowana (dlatego tak mocno zepsuta), zaś Akira jest idealnie odzwierciedlony. On jest przerysowany, są wyolbrzymione pewne cechy, ale wszystko trzyma się norm i granic. Za to ukłony.
Aha, i znowu jakaś tajemnicza magia 4tego odcinka (rodzinna kolacja i odwiedziny Akiry <3).
A kon-konem do dziś witam się na uczelni ze wszystkimi.

Dalej... Jednoodcinkowe Kakure Karakuri. Przyznam szczerze, że po prostu chciałam zobaczyć COKOLWIEK z Kato Shigeaki, a że dram z nim albo nie subbują, albo jest to 22 odcinkowy 3nen B gumi..., którego za żadne skarby nie chciało mi się ściągać, to sięgnęłam po to. Wybór fabularnie i klimatycznie okazał się strzałem w dziesiątkę. W skrócie nazwałam to japońską wersją "Szatana z 7 klasy", co akurat powinno mieć bardzo pozytywny wydźwięk. Dwóch znajomych z uczelni jedzie na wakacje w góry, do małego miasta, by zarobić jakieś pieniądze. W mieście są dwie skłócone od pokoleń "cholera wie o co" rodziny. Dołożcie do tego mechaniczną lalkę łucznika, który nigdy nie trafia do celu. Tajemnicę. Lasy. Kody. Wakacyjny spokojny klimat i oczywiście romans między dziećmi skłóconych rodzin. Po wymieszaniu naprawdę fajny koktajl. Aktorstwo? Fani Chiaki Kuriyamy się ucieszą. A Kato i resztę ciężko mi ocenić (brak porównania).
Drama z cudownym klimatem na jakieś letnie popołudnie.

Zaczęłam też Last friends, ale oduczylam sie oceniania zanim skończę (4/11). Wiem jedno. Ryo Nishikido jest mistrzem.

Aha i zaczęłam też 1 Pondo no Fukuin . Po 2 odcinkach zrobiło mi się słabo i odłożyłam. Pewnie kiedyś skończę (tak jak Gokusena 3 sobie wmuszałam), ale dawno niż tak żenująco płytkiego nie widziałam. Niby komedia, niby jest się z czego śmiać, niby aktorstwo ok, ale... po prostu płytkie.
Obrazek
Awatar użytkownika
mcl
Grand Master
Grand Master
Posty: 682
Rejestracja: 22-05-2008, 12:35
Lokalizacja: znienacka ;>

Re: Drama

Post autor: mcl »

Zaczynam przygodę z Dramą tytułem High School Samurai, ogólnie mam większy pociąg niż do anime, więc jest dobrze ;) ( opiszę to co myślę o dramie i samuraju jutro, teraz jest za bardzo hardkorowa pora :P ). A na dzisiaj mam taki mały skromny request... mógłby ktoś zarzucić linkiem http do dramy Higurashi no naku koro ni?

Edit: nvm, znalazłem :)

Edit 2 : Od dramy od początku oczekiwałem tego, co od anime (lekka przewidywalna fabuła, proste w odbiorze dzieło [oczywiście zależne od tytułu]), z tą różnicą, że z prawdziwymi aktorami. Nie oczekiwałem natomiast jakiś mega wypasionych efektów specjalnych porównywalnych z Hollywódzkimi produkcjami, ba, byłem prawie pełen że dostanę w łapy typowy amatorski serial. Tak, niedoinformowanie kosztuje ;) . Pozytywnie się w tym aspekcie zaskoczyłem, aktorzy grają z zaangażowaniem, chorografia, teksty mówione, pomieszczenia i gra statystów, to wszystko na plus, tak, że oglądając Dramę dla przeciętnego "zjadacza chleba" nie będzie się wiele różniła od zwykłego serialu. Ale różnica jest, same teksty, sytuacje przedstawione odbiera się tak, że można je bez problemu przenieść do mangi albo anime.

Cóż, taka moja mała subiektywna opinia nt dramy. Co do wspomnianego Samuraja... nie obejrzałem za dużo EP, a nauczony przeszłością, nie oceniam dzieła zanim nie objrzę chociaż do momentu, w którym akcja przeszła już punkt kulminacyjny :)
Obrazek
Awatar użytkownika
Ana
Friend
Posty: 2114
Rejestracja: 26-03-2006, 20:43
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: Ana »

Krótki komentarz z placu boju:
Yankee-kun to Megane-chan, mangi nie znam, drama póki co (6/10 epków bo reszta nie jest zubowana) jest bardzo fajna
Yamato Nadeshiko Shichi Henge, poniżej dna, jedna z największych szmir jakie oglądałam mimo że jestem dopiero w połowie, nie ma postaci która ratuje ten obraz nędzy i rozpaczy, a Aya Oomase ZNISZCZYŁA Sunako-chan


<widziałam ostatnio pare tytułów, a duzego posta napisze za... 2-3 tygodnie...>
Ostatnio zmieniony 04-09-2010, 10:42 przez Ana, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Awatar użytkownika
SubZero
Moderator
Posty: 3785
Rejestracja: 14-04-2006, 16:51
Lokalizacja: Myslovitz
Ogrywam: Killer Instinct, WWF Wrestlemania, SuperSidekicks
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: SubZero »

Ana pisze:Yamato Nadeshiko Shichi Henge, poniżej dna
Wychodzi na to, że dobrze zrobiłem ciągle się za to nie zabierając :D
Awatar użytkownika
Ana
Friend
Posty: 2114
Rejestracja: 26-03-2006, 20:43
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: Ana »

Sub: YamaNade, 1 pondo no fukuin, Nane 1 i 2 możesz spokojnie olać ;]

Edit: komedie które warto obejrzec zamiast YamaNade:
My boss my hero
Yukan club
HanaKimi
Obrazek
Awatar użytkownika
Kare
Student
Student
Posty: 59
Rejestracja: 04-06-2010, 23:29
Lokalizacja: Lubin

Re: Drama

Post autor: Kare »

Post-gigant, ostrzegam! :D I uwaga na spoilery!
Do obejrzenia tej dramy przymusiła mnie trochę Ana. Kiedyś miałem średnio pochlebne zdanie nt. dram (głównie z tego powodu, że to wkurzało moje koleżanki-fanki ;) ), ale Anna już wie, jak zachęcić odpowiednio fajnym tytułem :P. No więc zostałem rozdziewiczony (xD) dzięki "Orthros no inu". Czas na recenzję... miałem się tym zająć tydzień temu (gomene, Ana-chan :< :( ), ale pewna gra pochłonęła mnie myśli! :D Dosyć tego pieprzenia, zaczynamy!
Ostrzegam, w mojej recenzji mogą wystąpić spoilery (lubię pisać recenzje bez specjalnego planu, wręcz "na instynkt"), więc jak ktoś jeszcze nie zaznajomił się z tą serią, to OSTRZEGAM, BO MOGĘ SYPAĆ SPOILERAMI!!!
Scenariusz
Fajny, przyjemny, nie jest wybitnie skomplikowany (ale uniknąłbym słowa, że jest przeciętny, średni, prosty, a broń cię Panie Boże, iż prostacki... jest po prostu fajny), ale to nie odbiera przyjemności oglądania perypetii dwóch braci. Większość pomysłów scenarzysty(ów?) mnie specjalnie nie zaskoczyła (ale to może ze wzgledu na to, że oglądałem w swoim życiu trochę fajnych, ciutkę poważniejszych anime, filmów oraz przeczytałem parę ciekawych, dojrzalszych książek i jestem do takich zagrań przyzwyczajony? Kto wie...). Z tych, których się nie spodziewałem mogę wymienić 2 - zakończenie (wprawdzie nie było do końca widać, jak Aoi zabija Shinjiego, ale myślałem, że pozbawił go życia za pomocą "diabelskiej ręki"), a dokładniej końcowa scena z Ryuuzakim Shinjim. Był jeszcze drugi motyw - nagła zmiana poglądów Pani minister. Ewolucja jej osoby była ciekawa. Od osoby pogodzonej ze swym losem (która "podpisala pakt z diabłem" dla pewnych korzyści), będącej na łożu śmierci, poprzez zdrową, żądną władzy kobietę, kończąc na przemianie w to, kim chciała być - prawdziwym politykiem, który dba o teraźniejszość i przyszłość obywateli naprawdę, a nie tylko w reklamach.
Wracając jednak do ogólnej rozmowy o fabule. Podobał mi się motyw, że większość postaci jest w pewien sposób ze sobą powiązana (niektóre nawet bardzo), dodawało to smaczku całej historii. Poza pierwszymi dwoma odcinkami (były fajne, zachęcające i w ogóle, ale... "czegoś" mi w nich brakowało, co było już w następnych odcinkach) cała reszta była dużo lepsza (by była ścisłość, pierwszy i drugi odcinek mi się podobały, ba, nawet bardzo [głównie ze względu na genialny motyw przewodni, ale o tym później]), a 2 ostatnie odcinki to już "fokle"... ostatni odcinek oglądałem nawet 2 razy (co mi się zdarza tylko w wyjątkowych przypadkach, gdy mam do czynienia z genialnym odcinkiem), co jak dla mnie jest dostateczną rekomendacją, by dać tej serii mój osobisty znaczek jakości.
Muzyka
W tej materii powiem tylko jedno - main theme ist das uber alles!!! <nie wiem, czy nie zgwałciłem przy tym j.niemieckiego, ale zapewne kumacie przesłanie ^_-> Nie wiem, czy w tym momencie nie popełnię herezji, ale ten utwór jest dla mnie takim samym magnum opus serii, co "Sadame" dla X'a (którego w tej chwili słucham, gorąco polecam - piosenka przekracza wszelkie granice zajebistości, o jakich Wam się nawet nie śniło). Cały soundtrack przypadł mi bardziej do gustu niż ten z Maou (ale zapewne "moc" tamtej muzy poczuję dopiero przy obejrzeniu podobno tej świetnej dramy :P). Mogę być co prawda nieobiektywny, bo uwielbiam taką muzykę (i Japończycy po raz kolejny udowadniają, że jeżeli chodzi o muzykę, to są naprawdę rewelacyjni), ale... pieprzyć to! Ja byłem zachwycony podczas seansu. Jedyny zarzut, jaki mam, to zbyt częste wykorzystywanie "main theme", przez co piosenka strasznie traciła na "epickości". Wg. mnie powinni ją puszczać rzadziej, przy naprawdę ważnych momentach.
Aktorzy&postacie
Sawamura <333. Uwielbiam takich gości. W dodatku aktor został dobrany wg. mnie perfekcyjnie, idealnie... tylko niestety miał jedną wadę, zdecydowanie za często biło od niego niesamowitą wręcz sztucznością (ale z tego, co widzę po jego filmografii to raczej nie jest jakimś mało znanym aktorem... może to jego "styl"? Muszę koniecznie obejrzeć inne dramy z jego udziałem). Poza tym szczególnie podobał mi się Takizawa Hideaki w roli Ryuuzakiego. Przez cała dramę grał dobrze, momentami b. dobrze. Nie miał "spadków formy", utrzymywał się na stałym, dobrym poziomie choć myślę, że twórcy mogli z niego trochę więcej "wycisnąć" (rola była dobra, a mogła być jeszcze lepsza). Nishikido Ryou w roli Aoi-san wypadł świetnie. Ba, nie omieszkam zaryzykować twierdzenia, iż zagrał rewelacyjnie (co było widoczne w drugiej połowie dramy, czego apogeum widzieliśmy w końcowych odcinkach) mimo tego, że z początku był mi kompletnie obojętny. Poza tym do gustu przypadł mi starszy policjant, czyli Shibata Sosuke. Niestety średnio na jeża zagrał własną śmierć, ale było mi go autentycznie żal (zapewne dlatego, że bardzo lubię takie postaci). Ogólnie jeśli chodzi o aktorstwo, to jestem mile zaskoczony. Moje dotychczasowe doświadczenie z kinem Japońskim nie było zbytnio przyjemne (sztuczność, kicz i jeszcze raz sztuczność). Fakt, takie coś można zauważyć również w kinie europejskim, jak i amerykańskim, ale słyszałem, że Japończycy to naprawdę dobrzy aktorzy, dlatego się mocno zdziwiłem. Teraz, po nauczce którą dała mi ta drama muszę stwierdzić, że jest fajnie i się miło rozczarowałem.
Ogólne wrażenia
Podobało mi się. Na pewno sięgnę po inne dramy (Yankeee-kun póki co mnie rozłożyło tak troszq xDDD), bo... zawsze to nowe i przyjemne doświadczenie! Poza tym byłbym zapomniał, sceny anime autorstwa studia Gonzo (chyba, to charakterystyczna dla nich kreska, choć pozostawiam sobie pewien margines błędu) -> rewelacyjne. Ocena Orthrosa... hm.... +8/10, były pewne wady, które dość mocno mnie gryzły, ale zabawa ogólnie była bardzo bardzo przednia!
Ostatnio zmieniony 12-09-2010, 10:02 przez Kare, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
Ana
Friend
Posty: 2114
Rejestracja: 26-03-2006, 20:43
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: Ana »

Kare ale Twoj post to jeden wielki spoiler...
Obrazek
Awatar użytkownika
Kare
Student
Student
Posty: 59
Rejestracja: 04-06-2010, 23:29
Lokalizacja: Lubin

Re: Drama

Post autor: Kare »

Skoro napisałem z odpowiednim wyprzedzeniem (+ teraz w formie editu dodałem kolejne ostrzeżenie xD), że mogę walić spoilerami, to przecież nic złego się nie stało. :D
Dobra, wiem, że "mogę sypać spoilerami", a "ten post jest praktycznie jednym wielkim spoilerem", to różnica, ale IMO mądry człowiek w przypadku przeczytania ostrzeżenia przed odkryciem niuasów fabularnych serii przestanie czytać recenzję (a właściwie opis swoich wrażeń) w odpowiednim momencie. :)
Awatar użytkownika
Ana
Friend
Posty: 2114
Rejestracja: 26-03-2006, 20:43
Kontakt:

Re: Drama

Post autor: Ana »

Tak, ale recenzja z założenia ma przedstawić ogólny obraz danej produkcji a nie opowiedzieć wszystko ze szczegółami, bo to się mija z celem później.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Japonia”