Panie i Panowie - należało by rzec: "stało się". O ile rzecz była do przewidzenia, o tyle sam obrót konkretnch sytuacji był zgoła zaskakujący. Niniejszym oznajmiam, iż oficjalnie sygnowany Tour Yogina Dhalsima został raz na zawsze powstrzymany, przez nieśmiertelny tandem bohaterów z jakże różnego universum. Pomimo częstej pomocy metali ciężkich w postaci Magneta i jego wiernego poplecznika Juggernauta, droga do sławy biednego doktora wisiała nieustannie na włosku. Napierany przez rozszalałego szablozębnego oraz karcony doświadczeniem swojego japońskiego przyjaciela, Ken nie potrafił znaleźć złotego sposobu na obronę jego Pana i władcy Dhalsima, który w ostatecznym rozrachunku został rozszarpany stalowym pazurem Szablozębnego, w wyniku czego poniósł okropnie szpecącą ranę głowy, która tak jednoznaczna już i odrażająca będzie musiała być do końca życia maskowana turbanem (nawet podczas walki). Z tym faktem oraz jedynym marzeniem powrotu do swojej wioski, doktor Dhalsim pożegnał się z Kenem, który dostawszy solidną dawkę emocji oraz pokaźną - lekcji, powrócił do Ameryki by założyć przydrożną szkółkę karate i dożyć sędziwej 70-tki będąc otoczonym gromadką swoich uczniów. Dhalsima po opuszczeniu pola walki nikt więcej nie widział. Krażą słuchy, iż pracuje gdzieś w swoim ukrytym laboratorium nad sposobem zmazania okropnej blizny na głowie, oraz techniką, która pozwala na wypuszczanie płomieni z jelita grubego, jednak są to plotki wysoce niepotwierdzone...Sami wygrani zaś, Ryu i Sabretooth, w poczuciu spełnionego obowiązku ( co umocniło dodatkowo ich przyjaźń ), rozpoczęli trening do następnej walki.
Cóż mogę powiedzieć o samej grze - Całkiem dobrze szło Martinsowi Juggernautem, chociaż nie widzę tej postaci jako jego main'a. Więcej treningów i walki będą ciekawsze.
Ggs i do następnego!
:
)
