W końcu miałem okazję skończyć w spokoju MGS4 i kurczę, mam nieco mieszane odczucia. Wiele razy piałem z zachwytu i zajarki nad kolejnymi motywami a w kilku krzywiłem się w grymasie zniesmaczenia. To zniesmaczenie było spowodowane głównie dosyć ostrym odejściem od ogólno przyjętej koncepcji serii. MGS to w głównej mierze gra stealth - Snake jest rzucany na jakieś wygnajewo i ma pozamiatać złych gości najciszej jak się tylko da. Część 4ta jest podzielona na 5 aktów które rzucają Snake'a po całym globie. Nie powiem że to jest zły pomysł, ale dla hc fanów serii może być to zbiedzenie klimatu. Same miejscówki są...nierówne, ale po kolei:
Act 1: Całkiem fajne - wojna, wszędzie strzały i wybuchy - czuć klimat zaszczucia, szczególnie gdy do akcji wkroczą Gekko. Na sam początek , na rozgrzewkę w porządku, ale wkurza ograniczenie często jednej ulicy z żadnymi odnogami gdzie nie można pokombinować.
Act 2: Ahh Afryka, miejscówka jak ze Snake Eatera - fajnie. Szkoda tylko, że zanim dobiegniemy do posiadłości to musimy uważać aby nie zasnąć z nudów. Ale dalej jest już spoko - mamy fajną scenkę w laboratorium i jeszcze fajniejszego bossa, a potem bawimy się w tropiciela - 2ga część Actu zdecydowanie lepsza.
Act 3: Ughh badziew - miejscówka i gameplay to jakiś żart jak na MGSa. Jedyny fajny element to druga część actu.
Act 5: Oł maj gad - TO się nazywa MGS! Zdacydowanie najlepszy Act w grze - dla fanów jest to po prostu orgazm za orgazmem. Szkoda tylko, że tak dużo jest badziewnych droneów a ak mało ludzkich przeciwników. Mamy tutaj 3 walki z bossem - pierwsza jest WOW, naprawdę jedną z lepszych w grze, no i ta miejscówka, druga też nie jest zła, ale nie ma tego pierdzielnięcia co poprzednia, a 3cia...cóż, technicznie jest taka sobe ale klimatycznie...szczerze to zawsze chciałem zobaczyć, a co dopiero zagrać tą walkę w MGSie.
Act 6: Yyyyy no dobra z początku mamy dobiec do drzwi i je otworzyć uwarzając bo wszędzie się roi od przeciwników, luz, potem jest Boss (znowu, mega klimatyczna walka), korytarz i ostatnia walka (fani MGSa muszą ją chociaż zobaczyć;]), tyle. Bez podjarki.
Podzielenie gry na Acty przyniosło za sobą niemożność backtrackingowania, co jest niefajne bo ja niejednokrotnie lubialem się wracać do odwiedzonych już lokacji aby je sobie pprostu ponownie zeksplorować. Denerwuje mnie też, że Snake nie jest sam podczas całej gry - przed każdą misją leci Brieffing, a Snake może sobie spokojnie wyłożyć laskę i odpocząć na kanapie przed kolejną misją - fajnie, ale nieMGSowo. W dodatku podczas samych misji Snakeowi towarzyczy cały czas robocik MK.II, który może odwalić za niego brudną robotę (np można wysłać go na zwiady). Kolejnym irytującym motywem jest Drebin - ja rozumiem że można u niego kupić goodies i że przyniesie nam je MK.II, ale nie mogę zrozumieć dlaczego podczas walki z bossem kupują sobie amunicję która natychmiast pojawia mi się w inwentarzu. Szybki ten MK.II... . A totalnym przegięciem jest Act 5 - dlaczego do jasnej ciasnej można tam zrobić zakupy? Skąd do cholery wziął się tam Drebin? A może MK.II w ułamek sekundy przepływa morze i wraca z zakupami? No dajcie spokój. No i jeszcze zostaje ARCHAIZM. CQC to jakiś ŻAL w porównaniu z tym co mieliśmy w 3ce. AI przeciwników słabe jak białe Marlboro. Ehh.
Graficznie gra jest nierówna - niektóre lokacje zachwycają, niektóre wyglądają jak szajs. Na szczęście postacie wyglądają ok (w scenkach i tak wszystko jest upiększone). Czepiam się? Bo muszę - każdy MGS była kamieniem milowym w temacie grafiki i wyznaczał nowe standardy na danej platformie. MGS4 tego nie robi - jest ładnie, ale bez podniety. Muzyka jest w porządku - trzyma klimat i jest totalnie MGSowa, co oznacza tyle że w grze brzmi idealnie, ale do słuchania "na sucho" się nie nadaje (poza może 2ma wyjatkami).
Teraz co było fajne:
1). Fabuła - Kojima znowu to zrobił, stworzył bardzo dobrą, logiczną, skomplikowaną fabułę, zamykającą całą serię. Najlepsze jest to, że wszystko co wiedzieliśmy do tej pory zostało całkowicie wywrócone do góry nogami. Kojima uwielbia bawić się z fanami - kiedy już myślisz, ze coś rozszyfrowałeś, on serwuje swoją wizję i zwykle szczena laduje na podłodze. Jest, jak na MGSa przystało wiele wspaniałych scenek - przyznaję się, miałem łzy w oczach w 2 czy 3 momentach (
[Spoiler ]
Naomi na Shadow Moses i gdy Sunny pyta się Otacona pod koniec o Snake'a...
), ale w tym temacie NIC nie przebije scenki ze Sniper Wolf z MGSa i scenki przed i po walce z The Boss w MGS3 - nie można wsadzić do gry bardziej poruszających scenek od tych, kropka. Całość ogólnie oceniam jako pk zakończenie (czy aby na pewno? W końcu to Kojima...) całej sagi. Aczkolwiek fabły poprzednich MGSów miały....nie wiem jak to nazwać...'wielowarstwowość'? Tutaj tego nie ma. No i końcówka zakończenia na maxa naciągana.
2). Bossowie -
[Spoiler ]
yeah! Jest ostro i gorąco. Ekipa B&B (Beauty and Beast) daje rady aż miło i zaprawdę ekipa FOXHOUND i Cobry mogą spać spokojnie w grobie, bo panie podtrzymują tradycję kozackich bossów w MGSie (no, nie licząc 2ki). W zasadzie B&B są hołdem dla ww ekip. Każda z pań to wybuchowe kombo starych bossów i tak: Laughting Octopus to Decoy Octopus + Solidus + The Joy, Raging Raven to Vulcan Raven + Fatman + The Fury, Crying Wolf to naturalnie Sniper Wolf + Fortune + The Sorrow i na końcu Screaming Mantis to Psycho Mantis + Vamp + The Fear. Dodajmy do tego, że każda członkini B&B uświadczyła horroru wojny, najczęściej jako jeszcze dziecko co spowodowało u każdej z nich ostre, traumatyczne zaburzenia psychiczne (PTSD - Post Traumatic Stress Disorder - autentyczna dolegliwość - objawia się wizjami, koszmarami, nieustępliwemu lękowi/strachowi/bólowi na wskutek wydarzeń które ją wywołały). Ponadto Kojima jedzie graczowi po emocjach bo po pokonaniu bossa walczymy jeszcze raz z panną - tym razem bez pancerza, z odsłoniętą twarzą - w tym stanie w ogóle nie atakuje, zbliża się tylko i chce nas obściskać co odbiera nam energię - druga faza walki poprzedzona jest wstawką w której daną panią napadają znowu demony przeszłości...i weź tu zabij kobietę, która krzyczy, płacze i tłucze w niewidzialne ściany - nie miałem serca - zawsze je usypiałem - efekt ten sam, ale lżej na duchu;]. Dalej, Vamp - chłop się cofnął w rozwoju od MGS2 i teraz jest banalny i 'standardowy' więc olać go. Dalej REX vs RAY - WOW! Zawsze chciałem aby ta walka znalazła się w MGSie i proszę - klimat rządzi! No i na końcu Liquid Ocelot - hołd dla fanów;]
3). Kojimowe smaczki - czyli standard w MGSie;]. Johnny, Otacon mówiacy o zmianie płyt, blackout przy walce z Mantisem i wiele wiele innych - obok fabuły, dla tych smaczkow gra się w tą grę;].
Ogólnie oceniam grę tak na 8+/10 - mogło być lepiej (MGS3 nadal najlepszy), ale to co jest zdaje egzamin i stanowi ok zakończenie sagi.