gru
10
2006
0

Soul Blade (Soul Edge) – recenzja

Autor recenzji: Volf

Soul Blade Wszyscy fani PSXa znają Tekkena. Każda z trzech wydanych na szaraka części gry podbijała serca miłośników bijatyk i nie nudziła się przez długie miesiące. Jednak Namco, autorzy TK, wydali na PlayStation również inną, nie mniej wspaniałą grę. Mowa o Soul Blade (w kraju kwitnącej wiśni znanej jako Soul Edge), poprzedniku znanych z next-genów Soul Calibur i Soul Calibur 2.

Namco postarało się najbardziej jak tylko potrafiło, aby SB nie był podobny do Tekkena. Walkę wręcz zastąpiono siekaniną na miecze, topory i inne niebezpieczne zabawki.
Nieskończenie wielkie areny zastąpiono ograniczonymi kwadratami, z których przy odrobinie sprytu można zrzucić przeciwnika. Zmieniono nawet gameplay. Zamiast możliwości kontroli każdej kończyny zawodnika, otrzymaliśmy atak poziomy, pionowy i kopniak. Poza tym, aby zablokować cios, nie wystarczy trzymać tył, ale należy wcisnąć odpowiedzialny za blok przycisk. Kolejne novum to pasek obrony. Gdy blokujemy ciosy przeciwnika, pasek ten maleje. Gdy spadnie do zera, tracimy naszą broń, a bez niej szanse na zwycięstwo drastycznie maleją (co nie znaczy, że wynoszą zero!). Wśród nowości wartych odnotowania jest jeszcze tryb Edge Master Mode, ale o nim za chwilę.

W grze do naszej dyspozycji oddano dziesięć postaci (plus kilka ukrytych). Spotkamy potężnego barbarzyńcę Rocka wymachującego wielkim toporem, japońskiego samuraja Mitsurugi’ego, walczącego dwoma mieczami pirata Cervantesa, smukłą, ale diabelnie szybką Taki i jeszcze kilku wojowników (wojowniczek też :) ). Wszyscy oni poszukują legendarnej broni, Soul Edge’a. Legenda głosi, że osobnik walczący tym mieczem posiądzie olbrzymią moc. Jak łatwo się domyślić, śmiałków chcących zdobyć Soul Edge’a nie brakuje. Jedni mają zamiar użyć go do uratowania swego kraju, inni pragną władzy. Są też tacy, którzy chcą zniszczyć przesiąknięte złą siłą ostrze.

Soul Blade
Przy pierwszym uruchomieniu gry wita nas intro. Intro, które jest według mnie najlepszą sekwencją początkową, jaką stworzono na potrzeby gry video. Boski teledysk prezentujący umiejętności poszczególnych postaci z doskonała muzyka w tle. Tego nie da się opisać, to po prostu trzeba zobaczyć. Gdybym oceniał grę po samym intrze, to Soul Blade dostałby ocenę 11/10. Aż szkoda, że pozostałe filmiki są już tworzone na silniku gry i nie robią tak kolosalnego wrażenia, a przy tych z któregokolwiek Tekkena po prostu śmieszą.

Ale odłóżmy na bok zachwyty nad intrem i przejdźmy do samej gry. Ta serwuje nam klasyczne tryby gry jak Arcade, Versus, Survival oraz nowość – wspomniany już Edge Master Mode. Jest to tryb fabularny, w którym nasza postać przemierza świat pokonując przeciwników według określonych zasad (pokonać trzech wrogów pod rząd, wyrzucić przeciwnika za ring itp.). Nagrodami za wykonanie tych zadań jest nowa broń znacznie różniąca się od tej podstawowej. Dla każdej postaci przewidziano osiem narzędzi zniszczeń (nie dotyczy ukrytych zawodników, gdyż oni muszą zadowolić się jedną bronią), co w sumie daje kilkadziesiąt zabaweczek. Różnią się one między sobą długością, siłą, wagą, a nawet magicznymi właściwościami. Co powiecie na broń, która stopniowo odnawia energię dzierżącej ją postaci? Albo taką, która jest niewidzialna? Wybór jest naprawdę duży i warto wypróbować każdą kombinacje aby znaleźć odpowiadające nam narzędzie. Dobra broń to połowa sukcesu!

Soul Blade
Zdecydowaną zaletą gry jest jej grafika. Autorom udało się zmusić szaraka do udźwignięcia wspaniałych, pełnych szczegółów aren. Takie widoki jak uginająca się trawa na planszy Rocka czy atakowany zamek Siegfrieda robią bardzo duże wrażenie na kimś, kto wychował się na bitmapowych arenach z TK. Zaś miejsce potyczki z ostatnim bossem to już istny majstersztyk! Walka na półprzeźroczystej arenie zawieszonej w powietrzu, wokół której widać zawieszone odłamki statków czy domów… Postacie również wykonane zostały wzorowo. Są ładnie animowane, mają względnie dużą liczbę wieloboków. Pomyślano też o szczegółach jak mruganie czy różne tekstury broni. Dźwięk jest nie mniej udany co grafika. Doskonale pozwala wczuć się w klimat średniowiecznej Japonii, czasów samurajów, wojowników i walk. Odgłosy postaci są wykonane wzorowo, idealnie dobrano je do wyglądu postaci.

Sama gra zyskuje znacznie na atrakcyjności dzięki dynamiczności. Gdy obaj gracze wybierają w miarę szybkich zawodników, to akcja czasem dzieje się tak szybko, że nie można się połapać, co dzieje się na ekranie. Tutaj bardzo rzadko kiedy mamy czas, aby zastanowić się nad taktyką, trzeba zdać się na instynkt. Podobnie jak w prawdziwym pojedynku. Niektórych może od SB odstraszać ta dynamiczność, ale według mnie właśnie ona jest największą zaletą gry.

Soul Blade
To, co srodze mnie w grze zawiodło, to ilość i jakość ukrytych postaci. Tych jest w sumie pięć, z czego trzy to właściwie ukryty stroje, a dwie pozostałe to lekko zmodyfikowani podstawowi wojownicy, różniący się ledwie kilkoma ciosami. W porównaniu do bogactwa ukrytych zawodników z Tekkena jest naprawdę kiepsko, ale na tle innych bijatyk wciąż jest nieźle. Co nie zmienia faktu, że po Namco spodziewałem się więcej.

Jeśli dotarłeś/as do tego momentu recenzji i wciąż zastanawiasz się, czy w SB zagrać, to spieszę zapewnić, że jak najbardziej warto. Po TK3 Soul Blade jest najlepszą bitką 3D, jaka wyszła na szaraczka.


Więcej:
Informacje i galeria screenów