lis
24
2006
0

Recenzja Tenchu: Stealth Assassins

Tenchu: Stealth AssassinsOd niepamiętnych czasów interesowałem się historią i kulturą Feudalnej Japonii. Jako maniakalny gracz często zastanawiałem się czy programiści byliby w stanie wiernie odwzorować symulację wojownika Ninja. W 98 roku to, co dotychczas nie był w stanie objąć mój umysł stało się faktem. Po raz pierwszy w historii pojawiła się gra, która trafiła idealnie w moje zainteresowanie tematyką „cichego zabijania”.

Tenchu – gra która ukazała się na poczciwego psxa zmasakrowała mnie już od pierwszych minut grania. Kamera poruszająca się w stronę ogromnego wodospadu, cienie samurajów trzymających katany w gotowości przed najeźdźcą, spadające kwiaty wiśni z drzew, najazd na twarz tajemniczego Ninja – wszystko to przedstawione w archaicznej, czarno białej szacie. Kolejny najazd kamery na dojo. Znowu widać cienie samurajów, z tym, że pojawia się również kolor. Jeden ze strażników pada na kolana. Czerwona struga krwi dosłownie spływa po ekranie. Pojawia się feeria barw, czuć wyraźnie jesienny chłód, wiatr po raz kolejny miota płatkami wiśni. Las. Kamera koncentruje się na dwóch strugach wiatru, które w pewnym momencie przystają. Z pod powłoki otaczającego drzewa kurzu ukazują się dwie postaci: ninja i kunoichi (ninja -girl:> ). Spokojnie rozglądają się wokół siebie, po czym nikną we mgle.

Ufff intro które otwiera tą grę jest zdecydowanie jednym z najbardziej klimatowych i sugestywnych jakie powstały. Wiadomo jednak nie od dziś, ze to grywalność jest główną siłą napędową tej pozycji. No właśnie: czy udało się twórcom (Aquire) wiernie odwzorowac klimat tamtych czasów?

Od początku mamy dostęp do wspomnianych w intrze postaci. Są nimi ninja Rikimaru oraz kunoichi Ayame. Bez względu na to, która postać będziesz chciał poprowadzić do końca, fabuła pozostaje bez zmian z wyjątkiem kilku dialogów oraz walki z jednym bossem. Jeśli chodzi zaś o sama fabule to niestety nie jest ona zbyt ambitna (nawet jak na tamte czasy), aczkolwiek logiczna i spójna (co dało twórcom otwarta furtkę na przyszłość).
Zaczyna się niewinnie. Nasz mistrz Lord Gohda prosi nas, abyśmy uwolnili podłego kupca handlu jego gejszami z marnej egzystencji na tym świecie. Jak się okazuje później, sprawa ta sięga o wiele dalej niż przypuszczał Gohda. W dalszej fazie gry bowiem zostaje porwana córka naszego pana – księżniczka Kiku. Oczywiście priorytetowym zadaniem staje się od tej chwili bynajmniej nie wyłożenie kilku yenow, a ciche dotarcie do sprawcy zamieszania: demona Onikage, który przetrzymuje Kiku w swojej posiadłości.

Jak już wspomniałem wcześniej do rąk gracza zostają oddane dwie postaci. Różnica miedzy nimi jest dość znacząca jeśli chodzi o sam gameplay. Rikimaru dzierży w swej dłoni długa katanę żądając co prawda większe obrażenia niż koleżanka po fachu, jednak jego szybkość pozostawia wiele do życzenia. Ayame z kolei posługuje się dwoma krótkimi nożami, które w połączeniu z szybkością i możliwością klecenia dłuższych łańcuchów ciosów stawiają ja w nieco lepszej sytuacji (przynajmniej dla mnie).

Na wstępie pisałem, ze Tenchu to pierwsza symulacja wojownika Ninja jaka ukazała się na rynku. Dlaczego symulacja spytacie? Ninja z natury eliminuje swoich przeciwników pod płaszczykiem nocy. Kiedy po raz pierwszy odpaliłem grę nic jeszcze nie wskazywało na to, ze posiedzę dluuuugo przy tym tytule. Otóż kiedy tylko ujrzałem na ekranie swojego bohatera od razu ruszyłem przed siebie. Kawałek dalej napotkałem na gejsze i psa. Nie mógł ich spotkać inny los niż szybkie ciecie katana w celu rozczłonkowania ciała ( i ogona:> ). Myślę sobie „spoko” i idę dalej. Po chwili jednak pojawiają się pierwsi samurajowie, którzy bardzo szybko uczą mnie szacunku do własnej profesji.Ginę. Włączam grę znowu i po dłuższej chwili przechodzę pierwszy etap. To co zobaczyłem po jego przejściu przeszło moje najśmielsze oczekiwanie. Pod koniec każdego etapu pojawia się statystyka w postaci tabeli. Jest to o tyle innowacyjny patent, ze pojawiają się na niej punkty za dane osiągnięcia. Są to w kolejności: punkty za CICHE zabójstwa…, przejście misji bez zauważenia, punkty za „głośne” pozbawienie życia oraz punkty za zabicie niewinnej osoby. Co ciekawe grając „na jana” nie mamy szans na zdobycie dużej ilości punktów, a za te z kolei zostajemy nagrodzeni specjalnymi rangami (najwyższa to GRAND MASTER dla której warto się pomęczyć ze względu na zdobycie unikatowych przedmiotów które wykorzystujemy w walce), również zabicie niewinnej osoby nie da nam oczekiwanego efektu (co znajduje swoje odbicie w punktach ujemnych). Jak wiec widzicie Tenchu to symulacja jak się patrzy. Nie ma tu mowy o beztroskim wyrzynaniu cywili i strażników. Nieraz trzeba czaić się na przeciwnika, aby jednym sprawnym ruchem pozbawić go życia. Kolejnym ciekawym patentem są ciche zabójstwa (3) – to automatyczne sekwencje zabijania w momencie kiedy wróg stoi do nas tyłem / bokiem oraz w chwili gdy się do nas odwraca.

Następnym ciekawym bajerem jest umieszczenie w lewym dolnym rogu ekranu wskaźnika symbolizującego nam jak daleko znajduje się od nas przeciwnik, czy nas widzi lub czy zauważył nieżywego partnera. Zastosowanie tego patentu jest szczególnie istotne w misjach takich jak las czy wioska piratów, gdzie za każdym rogiem czai się na nas wróg, a dodatkowo nasza widoczność jest ograniczona.

Ninja byli specjalistami z zakresu chemii, fizyki, farmacji czy psychologii. Potrafili wykorzystać wiedze teoretyczna z wiedzą praktyczną. Jak zatem ich wiedza ma się do Tenchu? Przede wszystkim w grze możemy wykorzystywać mnóstwo przedmiotów, które uatrakcyjnia nam grę. W ekwipunku naszego bohatera znajdują się zarówno gadżety ofensywne (Shurikeny, miny, czy zwoje ukrywające ognisty podmuch) jak i defensywne (zwoje zmniejszające obrażenia zadawane od przeciwników, topiony czy zwoje szybkości pozwalające na bezpieczna ewakuacje w celu ponownego ataku w przyszłości).

Graficznie Tenchu prezentuje się (jak na swoje czasy) dość przeciętnie. Porównując ja chociażby do MGSa, który wyszedł mniej więcej w tym samym czasie można bardzo szybko zrezygnować z dalszej eksploracji tej gry (oczywiście mam na myśli wyłącznie lamuchów dla których priorytetem jest grafa:>). Połacie terenu które odwiedzamy są zrobione z wielkim rozmachem, również przeciwnicy zostali rozmieszczeni z głową (patrolują teren mając na oku swoich kumpli, co nie raz zmusza do opracowania skuteczniejszej metody na ciche zabójstwo).

Warto w temacie grafiki poruszyć jeszcze kwestie nocy. Wszystkie misje, które wykonujemy rozgrywają się wyłącznie wtedy, gdy małe dzieci już śpią. Jest to dość kontrowersyjne w tym przypadku, gdyż z jednej strony mrok potęguje klimat rozgrywki, z drugiej zaś wyraźnie widać ze twórcy oszczędzili na grafice (czarny krajobraz imitujący noc).

Muzyka w Tenchu sprawia ze „cycki pieką”. Połączenie współczesnych brzmień z japońskim folklorem idealnie potrafi wpłynąć na wyobraźnie gracza pobudzając szare komórki do myślenia:>. Kawałki dopasowują się do architektury poziomu. Spokojne brzmienie i odgłos kąpiącej wody z jaskiń w misji rozgrywającej się w lesie w opozycji do energicznych kawałków w misji, której głównym celem jest eliminacja Onikage dają niezapomniane wrażenie.

W kwestii grywalności chyba nie muszę niczego dodawać (wystarczy przeczytać reckę). Gra zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Zważywszy na fakt że działamy w ukryciu zastanawiając się nad nowymi strategiami cichego podejścia, grę można kończyć na mnóstwo sposobów. To właśnie ten aspekt sprawił że z grš spędziłem więcej czasu niż z niejednym dobrym erpegiem, za każdym razem delektując się każdą minutą spędzoną przy konsoli. Dodatkowo twórcy dali po 3 layouty (są to rozmieszczenia przeciwników na danej planszy) co dodatkowo motywuje gracza do wielokrotnego przejścia. Najwyraźniej twórcy jeszcze przed wypuszczeniem gry mieli świadomość ze 10 etapów (w wersji jap 8, co później poprawiono w Shinobi Gaisen) to stanowczo za mało. Niemniej jednak grę polecam z czystym sumieniem.

Ocena: 9/10