Polskie produkcje coraz śmielej radzą sobie w różnych gatunkach, a jedną z najciekawszych propozycji tego roku jest dla mnie Trek to Yomi. Na pierwszy plan wysuwa się sugestywna oprawa graficzna nawiązująca do filmów Kurosawy. Dalej mamy klasyczne japońskie utwory, które wkręcają w klimat od pierwszych minut.
Solidnie prezentuje się również fabuła, która ma aż 4 zakończenia i choć nie jest może zbyt skomplikowana, to jednak napisana w nietuzinkowy sposób, który zaskakuje w pewnym momencie do samego końca – rzadko scenariusz idzie w takim kierunku za co mega plus
W końcu najważniejsze czyli gameplay – sporo znajdziek i sekretów. Ciekawe ujęcia kamer i przechodzenie między trybem walki (2d), a eksploracją (3d) fajnie podkreślają filmowość. Jeśli chodzi o system walki – nie jest zbyt skomplikowany, a i detekcja kolizji (parry!) bywa umowna, ale gra wymusza na nas przez większość czasu testowanie nowych technik, no i kluczowy jest odpowiedni timing.
Największy minus? Średnio rozwiązany system zapisu gry, nieco zbyt krótka, niedosyt fabularny przy poszczególnych endingach (póki co mam 2). Zaczynać tylko na poziomie Ronin – w swojej kategorii 8/10.